piątek, 15 kwietnia 2011

CIEKAWE MIEJSCA "TUNEZJA"

<h2>Tunezja - Tajemnice oaz i pustyń</h2>
<p>Autorem artykułu jest martravel</p>
<br />
Czy prawdziwemu podróżnikowi przystoi leżeć na plaży i popijać drinki? Ale kto mówi, że Tunezja to tylko plaże? Wyruszamy na południe tego kraju, na spotkanie z Saharą. Czego chcieć więcej? A zatem Bismillahi Rahmani Rahim! W imię Allaha Najwyższego. rozpocznijmy tę podróż!
<p>Spotkanie z Tunezją rozpoczynamy od Tunisu. Pakujemy bagaże do  wynajętego terenowego nissana patrola, witamy się z kierowcą oraz  przewodnikiem i wyruszamy. Wkrótce przy drodze szybkiego ruchu nieopodal  Zaghwan witają nas... akwedukty. Fatamorgana? Nie. W rzymskiej niegdyś  prowincji Ifrikijja (jak nazywano Tunezję) transportowano nimi wodę do  Kartaginy.   <br /><br />Po godzinie dojeżdżamy do Kairouanu, jednego z  najświętszych miast islamu. Nas zauroczyło od pierwszego wejrzenia  wielkim meczetem z antycznymi kolumnami, grobowcem cyrulika misternie  zdobionym ceramiką, starówką, gdzie co krok powiewają dywany, a pamiątki  kuszą, aby je kupić. W mieście znajduje się też studnia, która ma  tajemne podziemne połączenie z Mekką. Wodę z niej wyciąga wielbłąd, a  kto się jej raz napije, powróci tu na pewno. Z Kairouanu do Gafsy jest  kilka godzin jazdy. Droga się dłuży, ale przed zachodem słońca stajemy  nad rzymskimi basenami. Wody z termalnego źródła o temperaturze 25°C  zachęcają do kąpieli, kręcący się obok chłopcy proponują wykonanie skoku  (z murów do lustra wody są ponad cztery metry). Za pierwszym śmiałkiem  skaczą następni, po czym proszą o drobne...   <br /><br />Deszcz na pustyni    Nocą docieramy do Tozeur. Rozświetlone miasto to jedna największych  oaz, licząca ponad 200 tys. palm daktylowych. To właśnie one, a nie  liczba mieszkańców, są wyznacznikiem wielkości oazy, świadcząc o  największym bogactwie danego miejsca. Pośród bezkresnych jałowych wzgórz  woda nabiera zupełnie innego smaku i wartości, a hotelowe baseny zdają  się rozrzutnością. Niczym demonstracja władzy człowieka nad przyrodą.  Władzy pozornej, o czym świadczą zasypywane piaskiem drogi i palmy.  Milimetr po milimetrze, ziarnko po ziarnku pustynia bierze je w swe  posiadanie.   <br /><br />Rankiem jedziemy Czerwoną Jaszczurką. Spokojnie!  Nie upiliśmy się palmowym winem ani nie zamierzamy męczyć niewinnego  stworzenia! Taką wdzięczną nazwę nadano pociągowi, który na początku XX  wieku służył bejowi jako środek transportu między Tunisem a letnim  pałacem, a dziś jest turystyczną atrakcją południowej Tunezji.  Pieczołowicie odrestaurowane wagony miarowo stukają kołami, jadąc  wąwozem rzeki Selja. Wyschnięte koryto kusi, aby się nim przespacerować,  choć może się to okazać śmiertelną pułapką. Wystarczy deszcz o wiele  kilometrów stąd, aby pędząca fala błyskawicznie porwała wszystko, co  stanie jej na drodze. To dlatego na Saharze paradoksalnie jest dziś  więcej utonięć niż ginących z pragnienia...   <br /><br />Deszcz, choć tak  upragniony, sieje też zniszczenie, czego najlepszym dowodem są  opuszczone po powodzi górskie oazy.   Stare domy zawieszone jak gniazda  jaskółek nad kanionem rzeki Mides zlewają się brązowym kolorem z  otaczającymi skałami. Im dalej od źródeł, tym bardziej piasek na dnie  wąwozu wypija resztki wody, dzieląc się niesprawiedliwie z rosnącymi w  nim krzewami. Nad przepaścią ustawiono firmową saharyjską pamiątkę: róże  pustyni. Turystom zdaje się, że to maleńka krucha formacja z piasku,  tymczasem potrafią one mieć ponad metr i są twarde jak kamień!   <br /><br />W  górskiej rozpadlinie skryła się Chebika - niegdyś posterunek graniczny  cesarstwa rzymskiego. Liczne samochody na parkingu stanęły tu nie do  kontroli granicznej, ale by dowieźć turystów spragnionych atmosfery  górskiej oazy. Pustynia wymaga samotności, intymności, o którą trudno  wśród wielojęzycznego tłumu. Wystarczy jednak chwilę poczekać i gdzieś  tłum wsiąka, znika z oczu i już ma się to miejsce prawie wyłącznie dla  siebie. Dzielimy j z żabami skaczącymi spod nóg. Ścieżka wiedzie wzdłuż  strumyka do wodospadu! Kaskada kusi, aby pozostać na dłużej, tutaj  dopiero można w pełni zrozumieć obraz muzułmańskiego raju: pełnego  zieleni i wody.   <br /><br />Oscarowe oazy   <br />Takim rajem zdaje się  każda z oaz. Dziś Chebika widziana z góry to wąż pióropuszy palm między  żółtym skalnym bezkresem. Powyżej domów stoi grobowiec świątobliwego  męża - marabuta. Malutki, pasujący do niewielkiej wioski. Dotykam  pożółkłych spękanych ścian. W szczelinach śpiewa wiatr i szeleści  piasek, przypominając historię wielkiej powodzi, która na początku lat  60. zniszczyła tu życie. Tamerzę, trzecią oazę na szlaku, najlepiej  podziwiać z tarasu stylowego hotelu Tamerza Palace, gdy zmierzch powoli  przechodzi w noc. Podświetlone reflektorami ruiny domów tworzą nierealną  scenerię. Fascynującą nie tylko nas, albowiem plenery te zagrały w  obsypanym Oscarami "Angielskim pacjencie". To zresztą niejedyny ze  słynnych filmów kręconych tutaj. W Ong Jemal, pośrodku księżycowego  krajobrazu, powstawała kosmiczna osada z "Gwiezdnych Wojen". Wtedy to  miejsce zaroiło się od filmowców, nocujących w doskonale wyposażonych  przyczepach, bo do najbliższej osady jest pół dnia drogi. Wstawali o  4.30, aby nakręcić choć kilka scen, nim temperatura zacznie ścinać z  nóg.   <br /><br />Od tamtych czasów zmieniło się tylko to, że dziś można  skorzystać z cienia rzucanego przez zachowaną filmową makietę. Widziana z  odległości wygląda faktycznie nieziemsko, z bliska staje się zlepkiem  filmowej tandety: filtry z odkurzaczy udające kosmiczne klimatyzatory  nad wejściami i dykta z plastikowymi rurami udająca rakiety. Jednak  trzeba tu przyjechać, a potem obejrzeć "Mroczne widmo". Świadomość, że  przez chwilę byliśmy (prawie) na innej planecie, jest warta wysiłku  dotarcia tutaj!   <br /><br />Ali Baba i Wielki Szot   Powrót z pustyni do  Tozeur to skok do innej cywilizacji. Budynki w tym mieście zbudowane są z  cegieł wmurowywanych tak, aby wystając, tworzyły dekoracyjny ornament.  Pojawiają się też kolory, orgia barw, jakby ludzie chcieli sobie w ten  sposób zrekompensować surowość otaczającego krajobrazu. Domy okolone są  obsypanymi kwiatami krzewami. Na targu sprzedawcy proponują ceramikę we  wszystkich odcieniach tęczy, wzorzyste tkaniny i miejscowe przyprawy.  Zwłaszcza jeden zestaw cieszy się wśród kupujących sporym wzięciem.  Ułożone w torebkach przyprawy mają karteczki z nazwami: safran, canel,  harissa, paprika, curry i... sex vitamine. Co to dokładnie jest,  sprzedawca zdradzić nie chciał, zaklinał się natomiast, że na pewno  działa...   <br /><br />W Tozeur nie sposób ominąć Dar Cherait - muzeum  historycznego urządzonego w tradycyjnych wnętrzach. Oglądamy, jak  niegdyś wyglądało życie codzienne rodziny i praca rzemieślników.   O ile  dorosłych może zainteresować scena zdobienia henną panny młodej, o tyle  dzieci są najszczęśliwsze w medinie z 1001 nocy, gdzie czeka na nie  świat arabskich baśni. W sezamie pełnym skarbów skrył się Ali Baba i  rozbójnicy, z okna wyfruwa latający dywan, a Sindbad Żeglarz dzielnie  walczy z piratami. Trochę to kiczowate, ale urocze.   Z Tozeur do Kebili  jedziemy przez Wielki Szot. Wokół biel, jakby po horyzont pustynię  przykrył śnieg. Smakuje słono! Jezioro, wyschnięte przez większą część  roku, to pozostałość po wpływach Morza Śródziemnego sprzed tysięcy lat.  Kilkadziesiąt lat temu tylko nieliczni mieli śmiałość tędy wędrować.  Wystarczyło pomylić niewidoczne ścieżki, by na zawsze wpaść w pułapkę. W  XIX w. opowiadano sobie ku przestrodze o karawanie tysiąca wielbłądów  pochłoniętej przez szot. Nie pozostał po niej żaden ślad... W Douz,  gdzie Sahara jest o krok, zamiast na wielbłąda pakujemy się d auta na  spotkanie burzy piaskowej, piaszczystych formacji w El Faour i  zasypywanej przez piasek oazy Zaafrane.   <br /><br />Opowieściom Herodota o  troglodytach pewnie nie wszyscy dają wiarę, a jednak na początku XXI w.  w Matmacie i okolicach wciąż można spotkać ludzi mieszkających w  jaskiniach. W miękkich skałach wybudowano domy, które są chłodne w lecie  i ciepłe w zimie. Wygląda to osobliwie: wokół pustynne wzniesienia i  nagle obramowane bielą wejście do wnętrza góry. Ozdobione malunkami  mającymi przynieść pomyślność i chronić przed złem.   <br /><br />Na  planecie Skywalkera   Kolejna miejscowość o znajomo brzmiącej nazwie dla  fanów "Gwiezdnych Wojen" to Tataouine. Taką nazwę miała planeta, z  której pochodził Anakin Skywalker. Klimaty z niej odnajdziemy w  tutejszych ksarach. Dawne warownie-spichlerze statystowały w filmie,  dziś zachwycają architekturą. Ksar Ouled Soltane przypomina gliniane  meczety z Mali. W ksarze Ghilian nocuje się w namiotach. Na spragnionych  luksusu czeka telewizja satelitarna. Kto jednak chciałby tracić na nią  czas otoczony pięknem pustyni?   <br /><br />Źródło: Podróże, marzec 2008</p>
---
    <p><p>www.martravel.pl</p></p>

Artykuł pochodzi z serwisu <a href="http://artelis.pl/">www.Artelis.pl</a>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz